Wybraliśmy się latem w podróż po Wiktorii. Naszym celem było jezioro Tyrrell, zwane również Zwierciadłem Niebios. Jest to słone jezioro, słynące z zapierających dech w piersiach widoków. Dlaczego trzeba je zobaczyć dwa razy? Ponieważ latem całkowicie wysycha, odsłaniając słoną pustynię. Zimą natomiast woda o głębokości 5 centymetrów (dobrze widzicie) jest tak spokojna, że wygląda jak wielkie lustro, w którym odbija się niebo.
Przeprowadzka do Australii nie jest tak straszna, jak ją malują. Różni się jedynie czasem spędzonym w samolocie oraz koniecznością posiadania wizy. I to wiza właśnie jest jednym z powodów, dla których Australia sprawia wrażenie niedostępnej.
Wyprawę w poszukiwaniu australijskiego śniegu rozpoczęliśmy w piątek nieco po godzinie osiemnastej. Zapakowaliśmy do samochodu ciepłe ubrania, ustawiliśmy nawigację na naszą "bazę wypadową" i wyruszyliśmy. W momencie opuszczania garażu, za oknem mieliśmy 18 stopni. Wierzyć nam się nie chciało, że niedługo temperatura będzie oscylowała w okolicy zera. Niecałe dwie godziny później byliśmy na miejscu i z niecierpliwością wyczekiwaliśmy następnego dnia.
Opisując Australię, staram unikać się bezpośrednich porównań z Polską. Czasami jednak przypadek potrafi sprawić, że różnice są widoczne jak na dłoni.
Przeprowadzka do Australii wiąże się z wieloma zmianami. Jedną z takich zmian jest dostosowanie się do ogromnych odległości. Dla przykładu, biuro, w którym pracuję, oddalone jest od mojego domu o około 20 kilometrów. W Polsce podobna odległość dzieli centrum Gdyni i Gdańska. W Melbourne dystans ten określa się mianem „niedaleko”, podczas gdy w Trójmieście niewiele osób zdecydowałoby się dojeżdżać tyle do pracy.
Wraz z początkiem roku rozpoczęliśmy starania o permanentną wizę. Po wielu tygodniach kompletowania dokumentów oraz wypełniania formularzy, nasza aplikacja została przyjęta do rozpatrzenia, a my otrzymaliśmy tzw. bridging visa, wizę, która między innymi upoważnia nas do publicznego ubezpieczenia zdrowotnego.
Koniec roku sprzyja podsumowaniom oraz postanowieniom. Jeśli chodzi o te ostatnie, to z reguły zastępuję je planami, które zazwyczaj realizuję. Ale zacznijmy od podsumowania.
Niedawno mieliśmy okazję odwiedzić Phillip Island, która słynie z pingwinów. Niestety z braku czasu wstąpiliśmy jedynie do parku zamieszkałego przez koala. Ale wracając do pingwinów, wiąże się z nimi ciekawa historia, którą poznałem jeszcze przed przyjazdem do Melbourne.
Jeśli mieszkasz w Europie, na pewno spotkałeś się z pojęciem multikulti. W zależności od “obozu”, termin ten łączony jest z terroryzmem, rozbojami i gwałtami lub z wzbogaceniem lokalnej kultury, zapewnienim niezbędnej siły roboczej w starzejącej się Europie i integracją. Nie jest tajemnicą, że Australia jest mieszanką kultur z całego świata, więc na porządku dziennym jest tutaj obcowanie z bardzo różnymi kulturami. Jak więc to wygląda w wydaniu Australijskim?
Dokładnie rok temu wylądowaliśmy w Melbourne. Po wielu miesiącach planowania, kilku niezapomnianych pożegnalnych imprezach i gorącym ostatnim tygodniu w Polsce, w końcu postawiliśmy pierwsze kroki na naszej ziemi obiecanej. Początki nigdy nie są łatwe, zwłaszcza jeśli zaczyna się nowe życie na końcu świata. Nieważne ile blogów się przeczyta, nieważne jak dokładne są plany, zawsze jest miejsce na nieoczekiwane zwroty akcji i tzw. ślepy los.
W jednym z poprzednich tekstów na temat Australii wspominałem, iż odległości są tutaj ogromne. Jeśli chcemy sprawnie poruszać się po mieście, niezbędny jest samochód. I tutaj dochodzimy do kwestii prawa jazdy. Od razu zaznaczę, że będę pisał pod kątem Victorii. Nie sprawdzałem jak procedura wygląda w innych stanach.
Jeśli będzie mieli okazję odwiedzić Melbourne i będziecie chcieli spędzić choć odrobinę czasu z australijskimi zwierzętami, koniecznie przyjedźcie do Healesville Sanctuary. Jest to zoo zbudowane z myślą o tutejszej faunie, oferujące odwiedzającym unikatową możliwość niemal bezpośredniego kontaktu ze zwierzętami.
Jednym z moich hobby jest gotowanie. Idzie mi to na tyle dobrze, iż odważyłem się na prowadzeniebloga kulinarnego, na którym zamieszczam ciekawe przepisy. Nie powiem, że z niecierpliwością, ale czekałem na możliwość spróbowania australijskiej kuchni, ponieważ bazuje ona głównie na kuchni angielskiej, co dla mnie oznacza co najwyżej przeciętną jakość oraz nudne potrawy i nudne smaki.
Jaka jest pierwsze skojarzenie na myśl o Australii? W większości przypadków będą to pająki. Podobno w Australii nie ma zwierzęcia, które nie chciałoby nas zabić, a legendy o wężach walczących z pająkami co pewien czas pojawiają się w różnych formach.
Pytany o powód przeprowadzki do Australii często odpowiadałem, że chodzi o pogodę. Po części była to prawda i na krótko przed wyjazdem, z utęsknieniem wypatrywałem australijskiego lata. Szykując się do wyjazdu, spakowałem wszystkie koszulki jakie miałem, dużo szortów, trampki i kilka cieplejszych ubrań - w razie potrzeby. Okazało się, że Melbourne jest specyficznym miejscem, czego zawczasu nie sprawdziłem i kilku ubrań mi brakuje.
Styczność z językiem angielskim miałem praktycznie od dziecka. Zaczęło się od Cartoon Network, potem MTV, wreszcie firmy i seriale. Po drodze gdzieś majaczy szkolne wbijanie "lengłydża" do głowy, na tle którego mocno wybijają się intensywne przygotowywania do egzaminu IELTS. Nigdy nie miałem problemów z porozumiewaniem się z w tym języku, mimo iż z angielskiej gramatyki orłem nie jestem. W Australii nie mam raczej problemu z poprawnym artykułowaniem potrzeb, a po kilku piwach to nawet o gospodarce światowej w kontekście spadającej populacji winniczka jestem w stanie porozmawiać. Jednak zdarzają się sytuacje, które po pewnym czasie idealnie nadają się na imprezowe opowieści.
W poprzednim tekście na temat wynajmu nieruchomości wspomniałem, iż wynajęte mieszkanie/dom bardzo często otrzymujemy do dyspozycji bez żadnych mebli, co jest sporym utrudnieniem, zwłaszcza gdy nasze rzeczy czekają w magazynie na zaokrętowanie. Nawet najprostsze czynności, takie jak zjedzenie zupki chińskiej z Radomia, potrafią urosnąć do rangi tragedii, nie wspominając już o porządnym śnie. O ile zupkę można zjeść na stojąco korzystając z wyspy jako stołu, tak spanie na wykładzinie i siedzenie na podłodze, do najprzyjemniejszych nie należy.
Tuż przed wyjazdem do Australii policzyłem ile razy się przeprowadzałem. Liczenie powtarzałem kilka razy, gdyż uzyskany wynik wydawał się nieco zawyżony. Okazało się, że mieszkanie zmieniałem 14 razy. Za każdym razem proces wyglądał podobnie: przeglądanie ogłoszeń, wizyta na miejscu, podpisanie umowy, przeprowadzka. Najszybciej udało mi się załatwić wszystkie formalności oraz przeprowadzić się w nieco ponad godzinę. W Australii proces wygląda bardzo podobnie, jednak ludzie narzekają, że znalezienie dobrego mieszkania w ciekawej lokalizacji, graniczy z cudem.
Podczas gdy budzik delikatnie wyrywa nas z objęć Morfeusza, a pierwsze promienie wschodzącego Słońca nieśmiało wychylają się zza wzgórza, młode kangurki (zwane tutaj Joey) z niecierpliwością wyglądają opiekuna z butelką ciepłego mleka. Jest godzina siódma rano. Pierwsze karmienie i oporządzenie zwierząt potrwa mniej-więcej do pory drugiej kawy w korpo, czyli do około godziny 10.
Odpowiedź na tytułowe pytanie jest banalnie proste - między dużo, a bardzo dużo. A ile to jest dużo? Dziesiątki tysięcy złotych i wcale nie koloryzuję. Dokładny koszt wyjazdu zależy od kilku czynników, jednak bez solidnego zapasu gotówki się nie obejdzie.
Po czym poznać, że jesteś w Australii? Samochody jeżdżą po złej stronie jezdni, ludzie są uprzejmi i uśmiechnięci, jedzenie dobre, zamiast wróbli i gołębi na gałęziach siedzą papugi i wielkie sroki, a na przedmieściach zamiast ujadających psów, kangury kopnięciami wyjaśniają swoje sprawy.
Pomysł na wyjazd do Australii pojawił się naszych głowach nieco ponad rok temu. Od tego czasu powoli, lecz skutecznie parliśmy do przodu, realizując kolejne punkty z check listy. Problemem okazał się IELTS, gdzie za każdym razem z jednego bandu brakowało pół punktu. Po trzecim egzaminie zdecydowaliśmy, że jedziemy na wariata i na miejscu będziemy się martwić o wizę i pracę.
Wyjeżdżając z Polski liczyłem, że będę w końcu w stanie korzystać z dobrodziejstw XXI wieku w postaci pełnoprawnych aplikacji i usług. Nie jest tajemnicą, że Polska traktowana jest przez dostawców usług jako kraj trzeciego świata, a wszystkie nowinki, nowe usługi i ciekawe produkty, w najlepszym wypadku są u nas wybrakowane.
Jedną z pierwszych czynności jakie powinno się wykonać po wylądowaniu w Australii, jest zorganizowanie środka transportu. Odległości w Australii są ogromne i stwierdzenie, że 30 km jest blisko, nikogo nie dziwi. Najprostszą opcją jest wynajęcie samochodu jeszcze przed przylotem, ale rozwiązanie to w perspektywie tygodni spędzonych na szukaniu pracy lub zwiedzaniu, nie wydaje się najrozsądniejsze. Na kilka pierwszych dni taki samochód będzie dobrym rozwiązaniem, ale trzeba znaleźć coś tańszego.
Zanim przyjechaliśmy do Australii, sprawdziliśmy ceny codziennych artykułów oraz szeroko rozumiane koszty życia.Wszystkie fora, blogi oraz znajomi będący w Australii mówili, że życie w tym kraju jest drogie. Nieco sięprzestraszyliśmy, że wyprowadzka na antypody spowoduje znaczące pogorszenie standardu życia. Jak się okazało, życie w Polsce jest tak absurdalnie drogie, że ceny jakie tutaj zobaczyliśmy, nie były tak szokujące, jak początkowo zakładaliśmy.
Nawet najdłuższa podróż zaczyna się od pierwszego, małego kroku.